Zamiast do sklepu po zakupy… do ogrodu na grządki.
Wszystko wskazuje na to, że idzie nowa era w biznesie spożywczym, bo jeśli ekolodzy będą dalej tak nieustępliwi i konsekwentni to już niedługo z naszego krajobrazu znikną sklepy spożywcze… Gdzie i kiedy? Tego oczywiście na razie nie wiadomo, ale być może wszystkie i wszędzie.
W wielu miastach powstają bowiem już tzw. ogrody społecznościowe, gdzie oprócz kwiatów, są uprawiane również warzywa czy drzewa owocowe. I to ekologicznie. Należą do nich takie metropolie jak Warszaw, Kraków czy Lublin ale również wiele innych miast.
Nie jest wykluczone, iż dzięki ekologom kwiaty albo krzewy uprawiane w tych ogrodach będą dla miejskich rolników dodatkowym benefitem. Także finansowym.
Jak na razie ludzie robią to na swoim osiedlu czy placu przed domem, współpracując z innymi. Również z organizacjami pozarządowymi.
Dzięki temu właśnie zaniedbany kawałek ziemi na osiedlu w mieście bądź kawałek ugoru z chwastami przekształca się w kwitnące i pachnące miejsce. A co ważne dla lokalnego samorządu jest zagospodarowane niemal bezkosztowo.
Ogrody społecznościowe to również szansa na integrację sąsiedzką, szerzej społeczną i kulturową, gdy stają się miejscem spotkań albo zabawy.
Nie jest źle, bo jak na razie królują tam, choćby rozmaryn, tymianek, szałwia, ale jak przyjdzie bieda, a wiele na to wskazuje, może okazać się, iż OS przekształcą się w fabryki sałaty, rzodkiewki, ogórków, pomidorów czy ziemniaków.
A jak będzie trzeba to i znajdzie się tam miejsce na zwierzęta, choćby króliki, drób albo i kozę czy owce.
Wszystko jak za komuny, gdy na terenie Podmiejskich Ogrodów Działkowych kwitły kwiaty i alternatywny rynek spożywczy.
Wtedy spożywcze sklepy były, ale ich oferta handlowa była raczej mizerna. A teraz…
AK, Fot. DL
Nie ma to jak żreć coś, co urośnie w mieście, w smogu i całym tym smrodzie. Brawo.