Transformacja energetyczna przesądzona! Tak można powiedzieć, gdy słucha się, czyta się, widzi się różnej maści ekspertów opowiadających, że jest to oczywista „konieczność”.
Dlatego teraz panaceum na wszelkie trudności energetyczne ma być energetyka obywatelska, czyli… no właśnie nikt tego naprawdę nie wie.
Formalnie ma to chyba być kolejny obszar, gdzie państwo zostanie zastąpione przez obywateli, gdyż celem energetyki obywatelskiej jest zapewnienie społeczeństwu uczestnictwa w rynku energetycznym, ale rękami i z portfelami obywateli, o czym będzie decydowało państwo, a nie obywatele. Ma to polegać na wytwarzaniu energii, potem jej dystrybucji, nawet obrocie, a na koniec magazynowaniu, czyli to co robi państwo – przynajmniej dotąd – ma robić człowiek, obywatel na zlecenie urzędnika, pod jego nadzorem i na stworzonych przez niego zasadach formalno – prawnych, a więc przepisach.
Energetyka obywatelska to więc – przynajmniej według skromnego autora tych słów – kilku zmarzniętych ludzi ogrzewających się w zimie przy ognisku, w którym spala się ostatni krzak czy drzewo albo ukochane krzesło babci (np. Ludwika XVI), bo rzecz dzieje się po wojnie albo w czasie wojny. A chyba w tego rodzaju sytuacji jesteśmy…
Z tą jednak różnicą, że na dachach brakuje już miejsca na panele fotowoltaiczne, na polach rolnicy ich nie chcą w pobliżu swoich domów, podobnie jak farm wiatrowych, a i wiatr zmian jakoś przestaje wiać czy może wieje w inną stronę. Choć może się wydawać, że to już potężna wichura, huragan, który zmiecie z dachów panele, poprzewraca wiatraki, oby tylko nie zagasił ostatniego ogniska z ostatniego krzaka…
Warto też pamiętać, że pierwsze doświadczenia w zakresie energetyki obywatelskiej już za nami, gdyż urzędnicy zachęcali do wykorzystywania gazu, a teraz każą od niego odchodzić. Jaki będzie drugi krok…
AK, Fot. DL