Katarzyna Odrowska, radna Rady Miejskiej Legnicy (klub KO) chce chyba zrewolucjonizować to co nazywamy biurokracją.
Na razie – chyba własnym przykładem – próbuje udowodnić, że miejsce dyżurów radnych nie jest dostosowane do potrzeb mieszkańców.
Kto bowiem będzie z Osiedla Piekary jechała do Urzędu Miasta Legnicy?
Czy w tym czasie nikt nie ma nic lepszego do zrobienia?
Bo jest przecież praca, bo jest przecież załatwiania najróżniejszych spraw w najróżniejszych urzędach czy instytucjach albo inne ważne rzeczy, bo…
Do radnego idzie się, ale kiedy trzeba załatać dziurę w jezdni, naprawić chodnik, odnowić plac zabaw albo w ogóle go zbudować.
Do radnego idzie się jeśli jest taka potrzeba, a nie żeby robić mu frekwencję czy statystykę na dyżurze.
Dlatego Pani Radna do swojego normalnego dyżuru w magistracie dołożyła jeszcze dodatkowy, który zrobi na ławeczce na osiedlu Piekary przy ul. Izerskiej.
Można to potraktować jako rewolucyjną prowokację radnej, bo jej koleżanki czy koledzy będą musieli w swoich okręgach znaleźć teraz ławki, a jeśli ich nie ma to je zbudować. A do tego czasu pożyczyć od znajomego wędkarza przenośne krzesełko i na nim czekać gdzieś przy krawężniku na swoich wyborców.
A to już początek rewolucji, bo jak tak dalej pójdzie to Prezydent Legnicy będzie dyżurował… może w Parku, a urzędnicy gdzie się da…
Jeśli ten problem zostanie rozwiązany to niestety pojawi się następny – godziny dyżurów radnych, choćby od 12.00 do 14.00.
Wydaje się, że te mają być dogodne dla mieszkańców. Nie zaś dla radnych.
AK, Fot. DL