Były one też nazywane grobami wampirycznymi.
Dokumentacje dotyczącą ponad pięciuset tego rodzaju przypadków (obiektów) sprawdził, przeanalizował i przedstawił mieszkańcom Legnicy dr Daniel Wojtucki z Uniwersytetu Wrocławskiego, podczas specjalnego wykładu pt.: „Wampiry – między mitem a nauką. Wyniki najnowszych badań na przykładzie nowożytnego Śląska”.
Niestety naukowa analiza jest nawet straszniejsza niż same wampiry, bo raczej obala ich istnienie.
– Przypomniano sobie że ktoś się modlił nie w kościele, a przed kapliczką, że ktoś dziwnie szeptał, że kot przebiegł czy zamiałczał. I jak sobie przypomniano i jest fragment świeżej skóry w grobie, okazywało się że mamy przypadek wampira – relacjonuje dr Wojtucki.
Przyjęło się powszechnie mówić, że do ich zwalczania przydaje się czosnek, a do zabicia kołek z osiki, ale w praktyce bywały także kołki okute metalem.
Jednak żeby się go całkiem pozbyć wampira – zakopani go w grobie to za mało.
Należało spalić jego ciało, czym zwykle zajmowali się kaci, którzy najpierw ekshumowali ciała.
Pierwsze przypadki, które tego dotyczą odnotowano w kronikach jeszcze ze średniowiecza.
W naszym regionie pierwszy pochodzi najprawdopodobniej z Lewina Kłodzkiego, z przełomu XIII i XIV wieku.
Warto wiedzieć, że wampirem mogła zostać np. czarownica, której nie wykryto, nie ujawniono za życia, a potem zajmował się nią diabeł. I także stawała się wampirem.
Za wampiry mogli być uznani np. ludzie chorzy psychicznie, samobójcy czy cierpiący na depresję, którą ówcześnie określano jako melancholie albo kobiety, które zabiły swoje potomstwo.
Bywały przypadki, że kobiety grzebano żywcem, ale zdarzało się, że w akcie litości najpierw ścinano je mieczem, a potem grzebano.
Groby o cechach wampirycznych charakteryzowały się nie tylko zwłokami przebitymi kołkiem, ale także były pozbawione głowy, często też groby były przykryte olbrzymimi kamieniami, wręcz głazami, bo jak wierzono, wtedy wampir nie wyjdzie z grobu. Żeby temu zapobiec posypywano je też wapnem.
Co ciekawe nawet tym zajmowano się bardzo oficjalnie, formalnie, legalnie. Prawnie zajmowali się tym właściciele majątków, miejscowe władze, choćby właściciele Zamku Książ Hochbergowie. Co dokumentują kroniki i wiele listów na ten np. z XVIII wieku.
O tym jak poważna była to sprawa może też świadczyć fakt, że zajmował się nią Marcin Luter.
„Wampiryczne” histerie dochodziły wtedy do granic absurdu, bo w obawie przed – epidemią – zarażeniem się wampiryzmem bywało, iż odkopywano groby nawet na całych cmentarzach i palono zwłoki. Zdarzało się to też kiedy np. we wsi zwierzęta były np. niespokojne, dochodziły tam dziwne hałasy albo kowy przestawały dawać mleko.
Kiedy w takich przypadkach duchowni próbowali się przeciwstawiać byli atakowani przez lokalną społeczność.
Bywały też sytuacje śmieszne czy absurdalne, bo w jednej z kronik zapisano, że kobieta zorientowała się, iż w jej łóżku nie ma męża, ale jest diabła bowiem kiedy złapała go za członka, ten był zimny. Zaś w innej kronice trzy kobiety skarżyły się, że zaszły w ciążę. Co miało też być sprawką sił nieczystych, diabła czy wampira…
Wszystko zaś co dotyczyło wierzeń o powrocie zmarłych do świata żywych, właśnie w postaci wampirów nazwano – magią pośmiertną – Magia Posthuma i opisywano w ówczesnych książkach.
Ale na tym historia wampirów nie kończy się, bo ostatni udokumentowany przypadek walki ludzi z wampirami odnotowano w Rumunii, gdzie we wsi Marotinu de
Sus w 2003 roku miejscowi zachowali się jak ludzie w średniowieczu.














AK, Fot. Dziennik Legnicki